Poznaliśmy się na wakacjach, w Krakowie. Od razu zwrócił moją uwagę – ciemnowłosy i śniady a do tego obcokrajowiec, student z wymiany międzynarodowej. Można powiedzieć, że to była miłość od pierwszego wejrzenia. Martwiłam się tylko, jak moi rodzice zareagują na mojego latynoskiego narzeczonego. Tato był początkowo nieufny, podobnie jak moich trzech braci, którzy dawali Carlosowi nieźle w kość. Znalazł się bowiem ktoś, kto chciał im ukraść ich „małą siostrzyczkę”.
Sprawy potoczyły się dość szybko. Wspólne mieszkanie, potem zaręczyny. Pierwszy raz podróżowałam samolotem właśnie wtedy, gdy leciałam za ocean poznać rodzinę mojego ukochanego. W międzyczasie gorączkowo studiowałam hiszpańsko-polskie rozmówki. Wizyta była emocjonująca i egzotyczna.
Wkrótce potem zaczęliśmy przygotowania do ślubu. Planowaliśmy ślub w katowickiej Katedrze Chrystusa Króla i duże wesele. Marzyłam o tym, by było tak bajkowo, jak to się tylko da. Na stronie Camerados.pl znalazłam informację o pięknym pałacu w Brynku, w którym organizowane są wesela. Gdy tam pojechaliśmy, pomyślałam, że oto spełnia się moje marzenie. Pałacyk był po prostu cudny!
Kilka miesięcy zajęło nam zapięcie wszystkiego na ostatni guzik: formalności wizowe dla rodziny Carlosa, rezerwacja w Brynku, wybór menu, uzgodnienie terminu w kościele i cała reszta. Wszystkie niezbędne adresy również znalazłam na stronie Camerados.pl - od namiarów na firmy zajmujące się wypożyczaniem limuzyn, wideofilmowaniem, czy drukowaniem oryginalnych zaproszeń, po zespoły muzyczne i catering. Chwilami byłam już nieco zmęczona, ale postanowiłam sobie nie pójść na łatwiznę. Miałam ściśle określoną wizję TEGO dnia. Carlos zgadzał się na wszystko. W końcu wszystko było gotowe. W słoneczną wrześniową sobotę podjechaliśmy pod katedrę białym oldsmobilem prowadzonym przez stylowo ubranego szofera. Na schodach świątyni wypuściłam z klatki białe gołębie. Mszę świętą odprawił sam proboszcz, który wygłosił naprawdę piękne kazanie na podstawie „Hymnu do miłości” z listu św. Pawła do Koryntian. Obie nasze mamy płakały.
Przyjęcie weselne udało się pod każdym względem. W menu nie zabrakło staropolskich przysmaków, które harmonizowały z wystrojem wnętrz. Nieco się martwiliśmy, czy różnice kulturowe i bariera językowa nie okaże się zbyt duża. Na szczęście, okazało się, że poza nielicznymi, raczej zabawnymi sytuacjami, goście znaleźli wspólny język. W kwestii muzyki musieliśmy pójść na kompromis – klasyczne polskie przeboje przeplatały się z gorącą latynoską salsą i merengue. Cudne plenery parku wokół brynkowskiego pałacu okazały się idealną scenografią do ślubnych fotografii. Na szczęście goście byli tak zajęci zabawą, że nie zauważyli, że zniknęliśmy na chwilę na naszą sesję zdjęciową.
Impreza trwała do białego rana. Rodzinę i przyjaciół zakwaterowaliśmy w internacie, oraz pobliskich domkach letniskowych. Poprawiny były równie udane.
Jestem pewna, że do końca życia nie zapomnę dnia swojego ślubu, dnia, w którym czułam się jak prawdziwa księżniczka!
Musisz się zalogować, by móc napisać komentarz.